Nie, tej książki nie czyta się łatwo i przyjemnie.
Raczej tak, jak drogę krzyżową, którą zgotowali kobietom „znawcy” ich duszy,
starający się za wszelką cenę odebrać jej prawo do wolności i szczęścia
osobistego. Znamienne są dla nich słowa chińskiego przysłowia: „nie ma na
świecie rzeczy równie złej jak serce kobiety”, jakże przypominające wiele
innych im podobnych „złotych” myśli „świętych” i „świątobliwych” mężczyzn.
Nietrudno się zatem domyślić, że musieli oni wymyślić jakieś sposoby na
ukaranie tych „naczyń grzechu” i „oczyszczenie” ich złych natur.
W przypadku Chińczyków było to krępowanie kobietom
stóp, sprowadzenie ich do roli służącej i inkubatora, przydatnego o tyle, o ile
rodził synów a nie „bezużyteczne gałązki”. Córka była dla nich gorsza niż pies.
Należało nią pomiatać i zadawać jej cierpienie. Miłość była zarezerwowana dla
synów, szczególnie najstarszych, dziedziców nazwiska, których rozpieszczano. To
oni przeżywali czasy głodu i chorób, bo ich chroniła cała rodzina. Mieli wszak
zapewnić ciągłość rodu.
Kobiety jako sprzęty domowe sprawdzały się idealnie.
Jak wysoko wyspecjalizowane roboty dźwigały na swoich barkach i maleńkich
stópkach brzemię odpowiedzialności za dobre samopoczucie męża, teściowej i
synów. Ich pozycja rosła, gdy rodziły potomków płci męskiej (malała wraz z
ilością córek), co i tak nie zapewniało im poczucia bezpieczeństwa, które mogły
osiągnąć dopiero po osiągnięciu dojrzałości przez ich synów. Kiedy zostawały
młodymi wdowami stawały się bezbronne, mogły zostać sprzedane za mąż, oddane na
służbę, albo być niewyobrażalnie poniżane. Dlatego wiele z nich popełniało
samobójstwa. W późniejszym wieku też nie było łatwo, wszystko zależało od
pozycji społecznej męża, a potem najstarszego syna. Jeżeli mąż był młodszym
bratem gospodarza, życie jego małżonki zazwyczaj nie przedstawiało się różowo.
Małżeństwa były aranżowane przez swatki (w Kwiecie Śniegu i sekretnym wachlarzu
wymienione są dwie: pani Wang i pani Gao), zaś kobieta nawet z biednej rodziny
miała szansę na awans, jeżeli jej skrępowane stopy osiągnęły odpowiedni wymiar
(7 cm) i kształt lilii, o czym świadczy historia głównej bohaterki i
narratorki, pani Lu, zaprzyjaźnionej z tytułowym Kwiatem Śniegu, jej „laotong”.
Ciężkie życie miało jednak swoje jaśniejsze strony –
bliskie relacje z zaprzysiężonymi, siostrami, posiadanie przez niektóre kobiety
„laotong” (takiej samej), czy korespondowanie przy pomocy tajemnego pisma
kobiet „nu shu”. Wiele radości dawali matkom synowie, z których były bardzo
dumne. Duże znaczenie miało też to, do jakiej rodziny się trafiało. Czy byli w
niej porządni i spokojni ludzie, czy wredni i okrutni, potrafiący kobiecie
zatruć całkowicie jej codzienność. Im bardziej prymitywni i sadystyczni byli
mąż i teściowa, tym trudniej było przetrwać.
Lisa See bardzo wyraziście obrazuje tą ciężką
egzystencję. Sprawia, że w człowieku miksują się uczucia złości, sprzeciwu,
współczucia, szacunku i podziwu. Bo jej książka, Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz
to historia kobiet. Takich z krwi i kości, wielkich w tej swojej
„bezużyteczności”, bezcennych w „nicniewartości”, mających swój mały,
wewnętrzny światek (głównie izby na piętrze), bezbronnych przez swoje sztucznie
wywołane dla przyjemności seksualnej mężczyzn kalectwo, ale niezwykle silnych w
tej swojej pokorze i cierpieniu. O ich wspaniałej przyjaźni, miłości
mocniejszej niż ta do męża, wspólnocie w cierpieniu i radościach. A także o tradycyjnych
oraz konfucjańskich konwenansach i zasadach niszczących prawdziwe wartości i wolność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz