piątek, 15 czerwca 2012

"Rio Anaconda", Wojciech Cejrowski


Jest taka rzeka… gdzieś, gdzie kończą się mapy. Rio Anaconda ją nazwano. Ukryta w cieniu gęstych drzew, zasłonięta magicznymi zaklęciami. Niebezpieczna jak język kameleona dla muchy. Dla Obcych.
Jest taka dżungla… pełna zakrętów, tajemniczych, zwodniczych ścieżek, dróg bez powrotu. Gdzie trzy mrówki wydają wyrok śmierci, wąż potrafi pożreć człowieka z butami, lornetką i fryzurą bez żelu, a pirita  króluje w jadłospisach absolutnie i długowiecznie.
Jest takie miejsce. Zwane przez nas Dzicz, gdzie szaman ma ostatnie słowo. Czasami dosłownie ostatnie…
Jest taka historia, którą opowiedziano… osiem lat później. By uchronić Dzicz przed ucywilizowaniem. By dać starym Indianom umrzeć na swojej ziemi.  Znajomej i bliskiej. W której nadal króluje Pachamama, Stworzycielka i Opiekunka. Bogini Matka.
Jest taka historia, która wciąga po uszy. W świat kolumbijskich plemion, w szamańskie filozofowanie, w trudy i strachy. Historia, która każe… trzymać się z daleka.  Bo tak bezpieczniej. Dla nas i dla nich.

  • ·         Wojciech Cejrowski, Rio Anaconda, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Warszawa 2006

 
 

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię tego gościa, chociaż książek podróżniczych nie lubię

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię książki podróżnicze:) a C. jest świetnym gawędziarzem.

    OdpowiedzUsuń