Fascynuje mnie walka z feminatywami. Że niby to współczesne bzdury, że niby to fanaberie feministek, że niby nigdy ich nie było. A tu ani bzdury, ani wymysły, ani żadna nowość. Feminatywy były, są i będą. No, przynajmniej dopóki będą kobiety i odmiana w języku polskim. I nie ma co się oburzać i opowiadać andronów. Tylko zacząć zauważać kobiecy punkt języka i szanować go. Ciekawa jestem, czy mężczyźni nie poczuliby się dziwnie, gdyby zaczęto ich zawody określać w żeński sposób, uznając go za uniwersalny. I witalibyśmy panów profesorki, panów lekarki, czy panów biolożki. Trochę jednak niefajnie, co? A kobiety tak mają ciągle.
Gdyby jednak ktoś miał jeszcze wątpliwości, odsyłam do książki Żeńska końcówka języka, w której autorka świetnie tłumaczy co i jak. Polecam ją sceptykom i sceptyczkom, dla których feminatywy są wciąż jak ciemna, niewidoczna strona Księżyca.
Martyna Zachorska, Żeńska strona języka, Wydawnictwo Poznańskie, 2023
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz