Nie, Nelio nie krzyczał. Umierał w ciszy i bezsensownie. Przez
dziewięć długich dni, z kulami w piersi, gnijącej czarno jak egzystencja
napadanych przez zdziczałe bandy „obrońców” wolności Afrykańczyków. Mógł
poprosić o pomoc, ale tego nie zrobił, za swój cel uznając opowiedzenie
historii własnego życia. Historii dziesięciolatka, któremu odebrano rodzinę,
dach nad głową, więź z przodkami.
Nie, Neglio nie krzyczał. Wyduszał z siebie przeszłość.
Tragiczną, bolesną, ale i szczęśliwą. Wciągał swojego słuchacza, piekarza José Antonio
Marię Vaza, w świat sprzed- i w-bezdomności. Wciągnął go tak bardzo, że znalazł
w nim swojego własnego apostoła.
Bo Nelio nie był zwyczajny. Był szanowany. Jak na ulicznika,
przywódcę bandy obszarpanych dzieciaków, rzecz niezwykła. Ludzie przychodzili
do niego po radę, uważali za curandeiro
(znachora), cenili jego słowo. Był filozofem, przesiadującym pod swoim
ulubionym drzewem, by w samotności myśleć nad wieloma sprawami.
Chłopcem-starcem.
Umierał na dachu, bo gdzież indziej mógłby umrzeć ktoś, kto
sypiał w posągu, ktoś, kogo postrzelono w teatrze. Aktor odegrał swoją ostatnią
rolę. I zebrał żniwo…
Ale o tym opowie wam już więcej Kronikarz Wiatru…
·
Henning
Mankell, Comédia infantil, tłum. Anna Topczewska,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008
Ale to nie jest historia, która wydarzyła się naprawdę? Brzmi zbyt zachęcająco, żeby tak było. W bibliotece tego na pewno nie będzie. W tarnowskich ksiegarniach pewnie też nie. Trzeba będzie przez internet.
OdpowiedzUsuńJa pożyczyłam tę książkę w bibliotece w Tarnowie, więc raczej nie powinieneś mieć problemu z jej zdobyciem:)
Usuń