Oglądałam kiedyś film o ostatnim
cesarzu Chin. Było to na tyle dawno, że szczegóły zatarły się w mojej pamięci,
więc z czystym sumieniem mogłam sięgnąć po książkę.
Nie oszołomiła mnie. Chyba dlatego,
że za dużo w niej było polityki i chińskich nazwisk, które z trudem udawało mi
się dopasowywać do licznych podwładnych cesarza, pchających się do koryta bez
oglądania się na innych (łącznie z samym cesarzem). Z treści wyłonił mi się
jednak obraz Zakazanego Miasta, panujących tam zwyczajów i charakterystyka
samego władcy, rozpieszczonego małolata, pustego i rozrzutnego, który nawet po
abdykacji roztrwaniał majątek dynastii i publiczny.
Mogłam dowiedzieć się m.in. o
stosunkach panujących w dynastii mandżurskiej Aisin Gioro, o władzy cesarzowych
i żon, intrygach eunuchów, o marionetkowym państwie Mandżukuo oraz o systemie
nauczania młodocianego Pu Yi (rozbroiło mnie karanie za jego błędy i nieprzygotowanie
jego kolegów… wszak cesarzowi nie wolno było zwracać uwagi). I przyznam, że
wcale nie zauważyłam, by ten system polityczny był bardziej humanitarny niż te,
które nastąpiły później. Nie dziwię się zatem Chińczykom, że nie chcieli
restaurować cesarstwa. Pasożyt z tytułem to przecież nadal pasożyt.
- Pu Yi, Byłem ostatnim cesarzem Chin, tom 1, tłum. Jolanta Mach, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź 1988
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz