Rosja. Syberia. Pierwsze
skojarzenia: zsyłki, kibitki, procesy m.in. filaretów i filomatów, Mickiewicz,
Dziady. Drugie: druga wojna światowa, Czapski, Herling-Grudziński i... déjà vu - zsyłki, bydlęce wagony, bezprawne
procesy. Śmierć z wyczerpania, wyzysk, poniżenie i wyniszczanie (zarówno
fizyczne jak i psychiczne). A wśród tego wszystkiego dzieci. Tracące swoje
dzieciństwo, zdrowie, rodziny.
O tym wszystkim przez wiele lat
milczano. I nic dziwnego, samemu można było skończyć równie tragicznie. Tym
cenniejsze więc wydaje się to, że teraz już wolno. Mówić, badać, odkrywać.
Oczywiście, jak przez wieki, jest to źle widziane przez naszych wschodnich
sąsiadów, którzy cierpią na syndrom dobrego ojczulka imperialisty i starają się
wymazać te niechlubne działania ze swojej "idealnej" historii.
Już w latach czterdziestych
próbowano mówić głośno prawdę. Niestety, niezbyt się nią interesowano. W bloku
wschodnim - z wiadomej przyczyny, a w bloku zachodnim - z przyczyny...
wiadomej. Tej samej, dla której nikt nie kiwnął palcem, gdy Niemcy atakowali
Polskę i potem, gdy robili to Rosjanie.
Zapewne dlatego pierwsze wydanie
książki Hanki Ordonówny (wówczas pod pseudonimem Weronika Hort) Tułacze dzieci, ukazało się nakładem
Instytutu Literackiego w 1948 w Bejrucie. Nie śledziłam kolei losów tej
pozycji, ale nietrudno się domyślić, że do Polski trafiła ona wiele lat
później.
Ordonka opisuje w niej historię
wyrywania (dosłownie) z łap sowieckich polskich dzieci zesłanych, najczęściej z
całymi rodzinami, na Syberię. Walkę z obłudą władz rosyjskich i biurokratyczną
kołomyją, sterowaną przez partyjnych przywódców. Przemyca też zdarzenia
wcześniejsze, ukazujące bestialstwo systemu i ludzi. Pokazuje również to, co
zostało z radosnych kiedyś młodych ludzi. Bez koloryzowania, bez
wyolbrzymiania.
Trudno nie zapamiętać tych
opowieści. Nie na co dzień psy rozszarpują matkę na oczach dzieci,
kilkulatkowie stają się głowami rodziny, dbającymi o zapewnienie chleba
młodszemu rodzeństwu, a paroletnie dzieci mają podstawowy cel: dotrzeć na
"foksal" (dworzec kolejowy), byle tylko przeć naprzód. To nie są
historie szczęśliwego czasu i miejsca...
Pociesza jednak fakt, że te dzieci
udało się wywieźć do Indii. Wyzwolić z rosyjskich zapędów likwidowania świadków
i śladów, by mieć "czyste" konto. Duża w tym zasługa wielu ludzi
dobrej woli, którzy nie szczędzili zdrowia i swoich sił, by tylko te dzieci
ocalić. I także dla nich warto tę książkę przeczytać.
Hanka Ordonówna, Tułacze dzieci, Wydawnictwo LTW, Łomianki, 2005(?)
Przeniesione z mojego bloga Złożony parasol (data opublikowania 25.03.2011)
Popatrz, ostatnio gazety polecają książkę takiego chińczyka, co to opisuje gehennę chińczyków, natomiast nikt nie wspomniał o tej książce. Teraz, gdy masowo likwidowane są księgarnie, gdy cały handel książkami przeniósł się do internetu, ciężko bez jakiegoś przewodnika trafić na wartościową książkę.
OdpowiedzUsuńRosja to wielki kraj, ludzi o wielkich sercach, ale prostych, niewykształconych i naiwnych, łatwo nimi sterować. Polskie dzieci, to były dla nich dzieci "panów" opływające w dostatek i bogactwo, zrabowane proletariuszom. Więc spotkała je sprawiedliwość i wyrównanie krzywd.
Od tego czasu minęło wcale nie tak dużo lat i jakoś nie udało się zaprowadzic sprawiedliwości na świecie, pomimo wygłodzenia i zamęczenia tylu dzieci. Ale żeby to wiedzieć, to trzeba nauczyć się samodzielnie mysleć. Skoro u nas podnosi się ceny książek, poziom nauczania drastycznie spada, mamy szanse stać się taką zacofaną, bolszewicką Rosją.
~dunajcowy, 2011-03-31 11:21(z bloga Złożony parasol)
Niestety, a najgorsze jest to, że te ówczesne dzieci mają ...
UsuńNiestety, a najgorsze jest to, że te ówczesne dzieci mają tę przeszłość w sobie. Byłam kiedyś na takim spotkaniu. Pani, która wspominała swoją gehennę, powiedziała, że wielu z Sybiraków nie jest w stanie nawet mówić o tamtych czasach. I jakoś wcale się temu nie dziwię.
~dorika, 2011-04-20 21:42(z bloga Złożony parasol)
Dzięki Doroto, za tę notkę! Wiem co prawda od lat, o ...
OdpowiedzUsuńDzięki Doroto, za tę notkę! Wiem co prawda od lat, o działalności Ordonówny w ramach ratowania polskich dzieci i organizowania ich przerzutu do Indii. Nie wiedziałam jednak, o ukazaniu się tej książki.
To jeszcze jedna, mocno skrywana karta naszej historii. Jakże cenna, w czasach totalnej komercjalizacji.
Poruszasz w swoim blogu bardzo ważne sprawy. Nie ustawaj. Jestem wierną obserwatorką.
~a_w_podrozy, 2011-04-10 13:33(Z bloga Złożony parasol)
Dzięki:) Staram się, żeby ten blog miał "ręce i nogi" i takie słowa powodują, że wzrasta moje pisarskie morale:) Miłe słowa zawsze budują:)
Usuń~dorika, 2011-04-20 21:53(z bloga Złożony parasol)