środa, 10 października 2012

Hanka Ordonówna, "Tułacze dzieci"





Rosja. Syberia. Pierwsze skojarzenia: zsyłki, kibitki, procesy m.in. filaretów i filomatów, Mickiewicz, Dziady. Drugie: druga wojna światowa, Czapski, Herling-Grudziński i...  déjà vu - zsyłki, bydlęce wagony, bezprawne procesy. Śmierć z wyczerpania, wyzysk, poniżenie i wyniszczanie (zarówno fizyczne jak i psychiczne). A wśród tego wszystkiego dzieci. Tracące swoje dzieciństwo, zdrowie, rodziny.

O tym wszystkim przez wiele lat milczano. I nic dziwnego, samemu można było skończyć równie tragicznie. Tym cenniejsze więc wydaje się to, że teraz już wolno. Mówić, badać, odkrywać. Oczywiście, jak przez wieki, jest to źle widziane przez naszych wschodnich sąsiadów, którzy cierpią na syndrom dobrego ojczulka imperialisty i starają się wymazać te niechlubne działania ze swojej "idealnej" historii.

Już w latach czterdziestych próbowano mówić głośno prawdę. Niestety, niezbyt się nią interesowano. W bloku wschodnim - z wiadomej przyczyny, a w bloku zachodnim - z przyczyny... wiadomej. Tej samej, dla której nikt nie kiwnął palcem, gdy Niemcy atakowali Polskę i potem, gdy robili to Rosjanie.

Zapewne dlatego pierwsze wydanie książki Hanki Ordonówny (wówczas pod pseudonimem Weronika Hort)  Tułacze dzieci, ukazało się nakładem Instytutu Literackiego w 1948 w Bejrucie. Nie śledziłam kolei losów tej pozycji, ale nietrudno się domyślić, że do Polski trafiła ona wiele lat później.

Ordonka opisuje w niej historię wyrywania (dosłownie) z łap sowieckich polskich dzieci zesłanych, najczęściej z całymi rodzinami, na Syberię. Walkę z obłudą władz rosyjskich i biurokratyczną kołomyją, sterowaną przez partyjnych przywódców. Przemyca też zdarzenia wcześniejsze, ukazujące bestialstwo systemu i ludzi. Pokazuje również to, co zostało z radosnych kiedyś młodych ludzi. Bez koloryzowania, bez wyolbrzymiania.

Trudno nie zapamiętać tych opowieści. Nie na co dzień psy rozszarpują matkę na oczach dzieci, kilkulatkowie stają się głowami rodziny, dbającymi o zapewnienie chleba młodszemu rodzeństwu, a paroletnie dzieci mają podstawowy cel: dotrzeć na "foksal" (dworzec kolejowy), byle tylko przeć naprzód. To nie są historie szczęśliwego czasu i miejsca...

Pociesza jednak fakt, że te dzieci udało się wywieźć do Indii. Wyzwolić z rosyjskich zapędów likwidowania świadków i śladów, by mieć "czyste" konto. Duża w tym zasługa wielu ludzi dobrej woli, którzy nie szczędzili zdrowia i swoich sił, by tylko te dzieci ocalić. I także dla nich warto tę książkę przeczytać.



Hanka Ordonówna, Tułacze dzieci, Wydawnictwo LTW, Łomianki, 2005(?)

Przeniesione z mojego bloga Złożony parasol (data opublikowania 25.03.2011)

4 komentarze:

  1. Popatrz, ostatnio gazety polecają książkę takiego chińczyka, co to opisuje gehennę chińczyków, natomiast nikt nie wspomniał o tej książce. Teraz, gdy masowo likwidowane są księgarnie, gdy cały handel książkami przeniósł się do internetu, ciężko bez jakiegoś przewodnika trafić na wartościową książkę.
    Rosja to wielki kraj, ludzi o wielkich sercach, ale prostych, niewykształconych i naiwnych, łatwo nimi sterować. Polskie dzieci, to były dla nich dzieci "panów" opływające w dostatek i bogactwo, zrabowane proletariuszom. Więc spotkała je sprawiedliwość i wyrównanie krzywd.
    Od tego czasu minęło wcale nie tak dużo lat i jakoś nie udało się zaprowadzic sprawiedliwości na świecie, pomimo wygłodzenia i zamęczenia tylu dzieci. Ale żeby to wiedzieć, to trzeba nauczyć się samodzielnie mysleć. Skoro u nas podnosi się ceny książek, poziom nauczania drastycznie spada, mamy szanse stać się taką zacofaną, bolszewicką Rosją.

    ~dunajcowy, 2011-03-31 11:21(z bloga Złożony parasol)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, a najgorsze jest to, że te ówczesne dzieci mają ...
      Niestety, a najgorsze jest to, że te ówczesne dzieci mają tę przeszłość w sobie. Byłam kiedyś na takim spotkaniu. Pani, która wspominała swoją gehennę, powiedziała, że wielu z Sybiraków nie jest w stanie nawet mówić o tamtych czasach. I jakoś wcale się temu nie dziwię.

      ~dorika, 2011-04-20 21:42(z bloga Złożony parasol)

      Usuń
  2. Dzięki Doroto, za tę notkę! Wiem co prawda od lat, o ...
    Dzięki Doroto, za tę notkę! Wiem co prawda od lat, o działalności Ordonówny w ramach ratowania polskich dzieci i organizowania ich przerzutu do Indii. Nie wiedziałam jednak, o ukazaniu się tej książki.
    To jeszcze jedna, mocno skrywana karta naszej historii. Jakże cenna, w czasach totalnej komercjalizacji.
    Poruszasz w swoim blogu bardzo ważne sprawy. Nie ustawaj. Jestem wierną obserwatorką.



    ~a_w_podrozy, 2011-04-10 13:33(Z bloga Złożony parasol)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Staram się, żeby ten blog miał "ręce i nogi" i takie słowa powodują, że wzrasta moje pisarskie morale:) Miłe słowa zawsze budują:)

      ~dorika, 2011-04-20 21:53(z bloga Złożony parasol)

      Usuń