poniedziałek, 10 listopada 2014

"Wampir z MO" A. Pilipiuk

Lata osiemdziesiąte XX wieku, komuna w rozkwicie totalnego BRAKU, programowy ateizm i… wampiry, zombiaki, wilkołaki – problem wywołujący zgrzyt ideologiczny, rozwiązywany niestrudzenie przez majora Nefrytowa i jego ludzi. A że Nefrytow należy do elitarnego wydziału Urzędu Bezpieczeństwa, walka z „nieistniejącymi” bytami bywa bezwzględna.

Przekonał się o tym chociażby wampirzy turysta z Ameryki, który odczuł na własnej skórze siłę polskich trzepaczek, wykorzystanych w celach zarobkowych.

Miejscowe wampiry wiedziały, że należy unikać majora i jego podwładnych, dlatego miały inne kłopoty. Oczywiście nie mówimy tu o kartkach żywnościowych, ale o talonach na samochody czy o przydziałach na mieszkanie. Wszak wampir czymś do pracy dojeżdżać musiał.

Bo wampiry w PRL-u pracowały. Nie wszystkie. Niektóre. Te z proletariackimi korzeniami. Co miały się nudzić w domu. 

Miały też polskie wampiry swój honor i kodeks. Dlatego, gdy swój przyjazd zapowiedziała hrabina z Francji, zrobiły wszystko, żeby stworzyć przed nią iluzję dobrobytu. Sprzeciwiały się też wysysaniu krwi ze zwierząt, uważając to za dręczenie słabszych. Poza tym, krew ludzka była przez nich o wiele bardziej ceniona ze względu na pożywność.

Absurdalność PRL-u pięknie skomponowała się z egzystencją „martwiaków”. W opowiadaniach Andrzeja Pilipiuka. Zabawnych i pomysłowych.

  • Andrzej Pilipiuk, Wampir z MO, Wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz