czwartek, 31 maja 2012

Melchior Wańkowicz, "Ziele na kraterze"


Czasami dostają się w moje ręce książki, przy których można się ogrzać jak przy kominku. Promieniują takim ciepłem, że nie chce się ich odkładać.
Jedną z nich jest Ziele na kraterze Melchiora Wańkowicza. 
Książka niezwykle rodzinna, wywołująca całą gamę uczuć – od uśmiechu po płacz – pełna życia i istotnych wartości.
Jej autor poprzez błahostki, krótkie anegdoty  przemyca wiele mądrych rzeczy, nad którymi warto się zatrzymać.  Opisuje na przykład relacje rodzinne. Można powiedzieć, że wzorcowe. Wańkowiczowie mieli bowiem dobre kontakty z córkami, Tili i Krysią. Uczyli ich otwartości na świat, samodzielnego myślenia, szacunku dla ludzi, przyrody. Wydatnie pomagali im w rozwoju własnej tożsamości, czemu z pewnością służyła dobra sytuacja majątkowa.  I ta rodzicielska duma… niezwykle miło posłuchać ludzi zadowolonych z własnych dzieci.
Pozytywny odbiór wywołuje również nienachalny patriotyzm, tak właściwy dla pokolenia naszych dziadków, potrafiący dopasować się i do czasów wojennych, i do pokoju. I żal tych wszystkich wartościowych ludzi, którzy zginęli w powstaniu warszawskim. Mogli zrobić tyle dobrego dla Polski… Przykre…
Ale żeby nie kończyć smutnym akordem,cytuję  jedną z anegdot o Tili, młodszej córce Wańkowiczów, zwanej przez nich też czasami „chłopkiem roztropkiem”:
„Ziele ludzkie, uczepione Elektoralnej i potem Żoliborza, rosło krzepko i pewnie. Mama bolała nieco, że to nie kwiatuszki.
- Ja wiem – mówi z chytrą miną Tili – ty chciałaś mieć takie cółeczki „ti-ti-ti”, z loćkami, a tu takie połodziły się…Ha- ha-ha…
Przecież kiedyś matka ją przyskrzybła na przeglądaniu się w lusterku:
- No i cóż tam widzisz? Rzadki brzydul…
Widać i przyglądająca się nie ujrzała nic godnego uwagi, bo się rezolutnie pocieszyła:
- Musą być i brzydkie, i ładne…” (s.32)

  • Melchior Wańkowicz, Ziele na kraterze, Wydawnictwo LITERATURA, Łódź 1998

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz