środa, 12 października 2016

"Zakonnice odchodzą po cichu" M. Abramowicz



Jak dyskutować z argumentem szefowej: „jestem namiestniczką Boga”, dlatego masz mnie słuchać ? I zupełnie nie ma znaczenia, że jej decyzja w czyjejś sprawie jest głupia, zła czy szkodliwa, liczy się tylko bezwzględne posłuszeństwo. Tym bardziej, że ślubowane. W wielu przypadkach wieczyście. I nie ma uproś. Sumienie może sobie łkać, rozsądek krzyczeć. Posłuszeństwo i kropka. Bo to ultrakatolicyzm właśnie. Ultrakatolicyzm skurczony do małych społeczności kobiet, które tkwią odizolowane od świata za murami zakonów. Jakże dalekich często w Polsce od Boga. 

O tym, że głupi i ograniczeni ludzie na nieodpowiednich stanowiskach mogą narobić wiele szkód, łatwo się domyślić. Tak samo dzieje się w klasztorach. Zdawałoby się wprawdzie, że trafiają tam tylko uduchowieni idealiści, ludzie o wielkim sercu. Zdawałoby się… Prawda jest jednak inna. Poświadczają o tym przypadki mobingu, samobójstw, rezygnacji z życia konsekrowanego. „Szemrzą” głosy byłych zakonnic, których tak naprawdę „nie ma”. Bo przecież takie zjawisko w przyrodzie nie występuje. A przynajmniej nie występowało do czasu pojawienia się książki „Zakonnice odchodzą po cichu”. I już coś tam słychać. Nie za głośno, całkiem nieśmiało, ale już. I najwyższy czas. Bo pora na reformy. Także dla zakonnic. By mogły wreszcie znaleźć się w XXI wieku, a nie ciągle tkwić w prehistorii.


  • Marta Abramowicz, Zakonnice odchodzą po cichu, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz