Jak dyskutować z argumentem
szefowej: „jestem namiestniczką Boga”, dlatego masz mnie słuchać ? I zupełnie
nie ma znaczenia, że jej decyzja w czyjejś sprawie jest głupia, zła czy
szkodliwa, liczy się tylko bezwzględne posłuszeństwo. Tym bardziej, że
ślubowane. W wielu przypadkach wieczyście. I nie ma uproś. Sumienie może sobie
łkać, rozsądek krzyczeć. Posłuszeństwo i kropka. Bo to ultrakatolicyzm właśnie.
Ultrakatolicyzm skurczony do małych społeczności kobiet, które tkwią
odizolowane od świata za murami zakonów. Jakże dalekich często w Polsce od Boga.
O tym, że głupi i ograniczeni ludzie
na nieodpowiednich stanowiskach mogą narobić wiele szkód, łatwo się domyślić. Tak
samo dzieje się w klasztorach. Zdawałoby się wprawdzie, że trafiają tam tylko
uduchowieni idealiści, ludzie o wielkim sercu. Zdawałoby się… Prawda jest
jednak inna. Poświadczają o tym przypadki mobingu, samobójstw, rezygnacji z
życia konsekrowanego. „Szemrzą” głosy byłych zakonnic, których tak naprawdę „nie
ma”. Bo przecież takie zjawisko w przyrodzie nie występuje. A przynajmniej nie
występowało do czasu pojawienia się książki „Zakonnice odchodzą po cichu”. I
już coś tam słychać. Nie za głośno, całkiem nieśmiało, ale już. I najwyższy
czas. Bo pora na reformy. Także dla zakonnic. By mogły wreszcie znaleźć się w XXI
wieku, a nie ciągle tkwić w prehistorii.
- Marta Abramowicz, Zakonnice odchodzą po cichu, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz