wtorek, 24 lipca 2012

"Medicus z Saragossy", Noah Gordon


XV wiek to czas, gdy relikwie są niezwykle pożądanym towarem. Wiąże się z nimi prestiż i bogactwo. Dlatego każdy kościół, każde opactwo, a nawet prywatne osoby pragną posiąść choćby malutki kawałeczek jakiegoś świętego, choćby skraweczek rzeczy, z którymi się stykał. Nawet gdyby miało to się wiązać z przestępstwem – kradzieżą, oszustwem, czy zabójstwem.
Im ważniejszy w hierarchii święty, tym większa pokusa. A już jeżeli chodzi o kogoś z najbliższej rodziny Jezusa, to „chcica” osiąga apogeum.
Relikwia nie może leżeć byle gdzie i w byle czym. Konieczny jest kunsztownie zdobiony, drogocenny relikwiarz, wykonany przez najlepszego mistrza.
Także szczątki Anny, matki Maryi, musiały mieć takie godne miejsce spoczynku. Dlatego do pracy nad nim wynajęto najlepszego toledańskiego złotnika, Chilkiasza Toledano. A to że był Żydem…
I tu zaczyna się historia zaginionego relikwiarza, relikwii i serii morderstw. Tułaczki Jonasza Toledano (vel Ramóna Callicó), drugiego syna złotnika. Dzieje jego tajemnic i prób zachowania tożsamości w Hiszpanii opanowanej przez Inkwizycję i fanatyków religijnych, na czele których stanęła królowa Izabela Kastylijska ze swoim mężem, Ferdynandem Aragońskim, wydając w 1492 roku edykt nakazujący Żydom opuszczenie królestwa.
Kryminał przechodzi w powieść trochę historyczną, trochę obyczajową, by na powrót stać się kryminałem. Wszystkie drogi „pytań” prowadzą do Toledo, a winni, jak w bajce, zostają ukarani.
A relikwiarz, cóż, powiem tylko, że nic w przyrodzie nie ginie:)

·         Noah Gordon, Medicus z Saragossy, tłum. Barbara Korzon, Wydawnictwo „Książnica”, Katowice 2006

4 komentarze:

  1. Ciekawe, czy chociaż jedna z tych relikwii, była autentyczna i prawdziwa? Ja jeszcze raz zadam to pytanie, będące retorycznym podziwem: Kiedy Ty to wszystko czytasz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nieraz zastanawiałam się nad autentycznością tych relikwii. Tym bardziej, że zawsze takie rzeczy, które związane są z robieniem pieniędzy przyciągają różnej maści oszustów. Ale pewnie niektóre były prawdziwe...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale które? Drzazga pochodząca z krzyża? Kawałek ciała świętej osoby? Jej, w sumie to sam bym chciał mieć cos takiego. A może bym się bał?

    OdpowiedzUsuń
  4. Najpewniejsze to chyba były całe ciała. Bo np. takie palce to miały tendencje do zwiększania swojej ilości. A drzazgi z krzyża - to byłoby chyba najłatwiej rozmnożyć. Ale tu jeszcze dochodzi kwestia certyfikatów. Bo jakiś tam palec, to nie był palec z oficjalnie potwierdzającymi autentyczność dokumentami podpisanymi przez kogoś z Rzymu. Co nie zmienia faktu, że to też podrabiano. Tym bardziej, że analfabetyzm wtedy się szerzył nagminnie.

    OdpowiedzUsuń