wtorek, 10 lipca 2012

"Anioł zniszczenia", Robert Crais


Jeden lubi kolekcjonować znaczki, ktoś inny hoduje rybki, a Mr Red uwielbiał własnoręcznie wykonane „bombki” i, bynajmniej, nie były to bombki choinkowe. A gdy wybuchały… to ho, ho…
Niestety, wybuchały w miejscach, gdzie nie powinny i szkód robiły ponad miarę. Niszczyły nie tylko rzeczy martwe, ale i zabijały. A gdy zginął kolejny pirotechnik, Charlie Riggio, miarka się przebrała. Mr Red stał się jednym z najniebezpieczniejszych przestępców.
W L.A. ruszyło śledztwo, na którego czele stanęła detektyw Carol Starkey, koło której bardzo szybko pojawił się agent specjalny ATF (Bureau of Alcohol, Tobacco and Firearms – wydział FBI zajmujący się przestępczością związaną z alkoholem, tytoniem i bronią palną), Jack Pell. Początkowo współpraca (tradycyjnie –problemy z obawami o odebranie śledztwa przez federalnych) idzie opornie, lecz później nabiera tempa i oczywiście „rumieńców”.
Akcja szybka, z ciekawymi zwrotami, bohaterowie typowo amerykańscy, czyli z gatunku „co nas nie zabije, to nas wzmocni” i zakończenie naprawdę „bombowe”.


·        Robert Crais, Anioł zniszczenia, tłum. Łukasz Nicpan, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2002

2 komentarze:

  1. Najbardziej zdumiewa mnie w takich książkach fragment, gdy śledztwo jest w toku. Sytuacja rozwojowa, detektyw nie śpi od dwóch, trzech nocy. Wraca do domu nad ranem, bierze prysznic i idzie pobiegać. I znów ma siły na pracę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale pomyśl, gdyby było więcej takich nadludzi jak nasz rząd byłby zadowolony. Taka wydajność;):)

    OdpowiedzUsuń