Do sięgnięcia po tę książkę
skłoniły mnie opinie innych czytelników. Skusiłam się więc. I… czytając, miałam mieszane uczucia.
Okazało się bowiem, że pomysł dobry, ale… jakoś tak stereotypowo poprowadzony.
Bo niby dlaczego wszyscy tacy wyjątkowo piękni i utalentowani, tacy osiągający
sukcesy i wzbudzający miłość? Trochę ta wizja przesłodzona, jak dla mnie, nawet
jeżeli miał to być zabieg, mający przygotować nas na mocniejszy odbiór zmiany
obrazu rzeczywistości postaci po kluczowym dla akcji zdarzeniu.
Autorka opowiada historię rodziny
wyrosłej z kazirodczego związku wuja z bratanicą, którego owocem jest czwórka
dzieci. Wszyscy oczywiście są szczęśliwi, kochający się, urodziwi i wyjątkowi. Taka
bajka dla dorosłych. I w tę sielankę wkracza śmierć. W wypadku ginie ojciec
rodziny. Od tego momentu zaczynają się kłopoty. Finansowe oczywiście. Wdowa nie
potrafi sobie z nimi poradzić. Zwraca się zatem do swoich niezwykle bogatych
rodziców o pomoc. Otrzymuje ją, lecz pod ciężkimi warunkami. „Odsetki” za nią zapłacą jej dzieci, których
kilka lat upłynie w izolacji od świata. Jednak, czy można było inaczej
potraktować to „grzeszne nasienie”? Dziadkowie nie mają co do tego wątpliwości.
Kara za grzechy musi być. Tak każe religia, a oni są jej fanatycznymi
wyznawcami. Biblia przed miłosierdziem.
Książka nierówna. Obok świetnych,
oryginalnych pomysłów, oklepane. Ale i tak dobrze ją oceniłam, gdyż na pewno,
dzięki głównemu wątkowi poruszającemu każdą wrażliwą osobę, ją zapamiętam.
Kwiaty na poddaszu, Virginia Cleo Andrews, tłum. Bożena
Wiercińska, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz