poniedziałek, 3 września 2012

"Zerwać pąki, zabić dzieci", Kenzaburo Oë


Ktoś porównał kiedyś tę książkę do Władcy much, ale dla tak naprawdę niewiele ma ona z nią wspólnego. Tu i tam głównymi bohaterami są dzieci odizolowane od świata, zmuszone do walki o przetrwanie, lecz właściwie na tym podobieństwa się kończą. 

Oë, w przeciwieństwie do Goldinga, oddaje okrucieństwo dorosłym, pozostawiając dzieciom wspólną walkę o przeżycie. Nie stwarza bynajmniej sielanki. Bądź co bądź, chłopcy nie są aniołami. Ich zachowanie bywa buntownicze i wulgarne, ale często jest to sprowokowane zachowaniem miejscowych wieśniaków, dla których dzieci są wcieleniem zła i problemem do pozbycia się. Nie są to bowiem zwyczajne dzieci, lecz wychowankowie poprawczaka. Młodzi ludzie zdeprawowani i często okrutni, mający na swoim koncie różnego rodzaju przestępstwa. 

A jednak są to ciągle dzieci. Wymagające opieki i wskazówek dorosłych. Dlatego, gdy w czasie wybuchu zarazy pozostają w wiosce sami, porzuceni i przemocą odizolowani przez wieśniaków, czują beznadzieję swojego położenia. Muszą z nią sobie poradzić, udawać, że panują nad sytuacją, jak najdalej odsunąć mroczne myśli i starać się, mimo wszystko, przeżyć.

Włamują się do domów, by zdobyć jakieś pożywienie, od poznanego Koreańczyka uczą się polować, pomagają sobie i, jak to dzieci, zabijają czas zabawą.

Trzymają się dzielnie do czasu, aż zaraza zaczyna „pokazywać pazury”. Panika nigdy nie jest dobrym doradcą, a na pewno jest doradcą zdesperowanym i nieobliczalnym. Którego trzeba jak najszybciej ujarzmić. Co, trzeba przyznać, udaje się chłopcom po pewnych zawirowaniach (zabicie psa posądzanego o roznoszenie zarazy) osiągnąć. Niebagatelną w tym rolę odgrywa jedyny dorosły wśród nich, zbiegły z wojska kadet, któremu udało się przetrwać nagonkę, dzięki pomocy osadników koreańskich. 

Sytuacja zmienia się wraz z powrotem dorosłych. Kadet zostaje zadźgany, chłopcy szantażowani, by nie wspomnieli swoim opiekunom o tym, że zostali porzuceni. Japońscy wieśniacy nie mają litości. A wszelki bunt zostaje szybko stłumiony. I tylko jeden chłopiec nie chce poddać się terrorowi. Jeden, jedyny… którego wieśniacy „uwalniają”. 

„Ale nie miałem pojęcia, gdzie potem pędzić po lesie w noc, jak uciec przed zwierzęcą brutalnością wieśniaków, jak się ratować. Nie wiedziałem nawet, czy mam jeszcze dość sił, by uciekać. Byłem tylko dzieckiem – zmęczonym, opętańczo gniewnym, zapłakanym, trzęsącym się z zimna i głodu dzieckiem. Nagle powiał wiatr, przynosząc bliski już odgłos kroków – wieśniacy zachodzili mnie z dwóch stron. Wstałem, zacisnąłem zęby i rzuciłem się w głębszy mrok, między drzewa i ciemniejsze zarośla.” (s.119)

  • Kenzaburo Oë, Zerwać pąki, zabić dzieci, tłum. Jan Rybicki, Wydawnictwo AMBER, Warszawa 2004

1 komentarz: