sobota, 8 grudnia 2012

"Przesunąć horyzont", M. Wojciechowska



Jako kozica raczej płaskopienna wolę sobie poczytać o zdobywaniu szczytów. Mam wtedy przedsmak przygody, a nie muszę marznąć, walczyć z chorobą wysokościową i innymi przypadłościami związanymi ze wspinaczką wysokogórską. A jeszcze jeżeli mam do tekstu dorzucone piękne zdjęcia…

Rozłożywszy się zatem w cieplutkim mieszkaniu, czytałam o zmaganiach z mrozem… Nie, nie z mrozem. Z mroziskiem. Od samego czytania można doznać „zamrożeń” oczu. Czytałam o chorobie wysokościowej, której opisy zapisałam sobie w pamięci, by, w przypadku gdyby jednak jakaś diabelska myśl o wyprawie w wysokie góry wpadła mi do głowy, odświeżyć je i zastosować „terapię resetującą”;) Zgłębiałam tajniki pokonywania trudności, radzenia sobie z przeciwnościami „od-górnymi” i własną słabością. Podziwiałam hart ducha i ciała wspinaczy. A przy okazji dowiedziałam się sporo o technicznych aspektach takich wypraw.

Zawsze wiedziałam, że trzeba się do nich dobrze przygotować. Ale nie sądziłam, że aż tak dobrze… I te koszty finansowe… i to ciągłe zagrożenie życia i zdrowia… Tak, naprawdę trzeba kochać „górnictwo”, żeby aż tak się poświęcać.

  •  Martyna Wojciechowska, Przesunąć horyzont, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2006



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz