poniedziałek, 27 sierpnia 2012

"Biedna pani Morris", M.Dygat


Na Manhattanie nie mieszkają biedni ludzie. Pani Morris też nie była biedna. Właściwie można powiedzieć, że była nieprzyzwoicie bogata. Ale była też stara. I samotna. 

Rose nie była bogata. Ale marzyła o tym, by być. I ciężko pracowała. By wynająć pokój na Manhattanie. Była młoda. I samotna.

W pewnym momencie ścieżki pani Morris i Rose przecięły się. Ich świat zapełnił się nowymi doznaniami. Starsza pani znalazła słuchaczkę, dziewczyna skarbnicę historii z wyższych sfer.

Pani Morris chętnie opowiadała o sobie. O balach, tańcach, byłym mężu. Opowiadała o wszystkim, co miało związek z nią samą. Bo dla siebie była pępkiem świata. I niezbyt interesowali ją inni, o ile nie mogli jej się do czegoś przydać. 

Rose słuchała.

Pani Morris nie tylko opowiadała. Także piła. Wszystko, co wpadło jej w ręce. Szczególnie zaś rozpiła się po śmierci swojego wieloletniego adoratora, Marco. Nie miała z już z kim chodzić na tańce. 

Rose słuchała. I starała się jej pomagać.

Dom pani Morris zaczął przypominać zagraconą melinę. Lokatorzy wyprowadzili się. Konflikty z sąsiadami narastały. 

Rose pomagała.

Aż nadszedł kres. Pani Morris odeszła, Rose wyprowadziła się. Na Manhattanie pozostał tylko dom, zrujnowany i pełen wspomnień. 

A Rose… odkryła w końcu wszystkie karty. I dowiedziałam się, kim tak naprawdę była dla niej biedna pani Morris. Ta pijaczka, miłośniczka zwierząt i roślin, zadufana w sobie egocentryczka.

·         Magda Dygat, Biedna pani Morris, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz