Kiedy patrzę na zdjęcie Kornela
Makuszyńskiego widzę poważnego wąsatego mężczyznę. Wygląda jak jakiś urzędnik
albo inny księgowy. Myślę, o ty, robaczku, nieźle żeś się zakamuflował. Bo
każdy, kto przeczytał chociaż jedną jego książkę wie, że poczucia humoru
autorowi nie brakowało.
Również jego „Bezgrzeszne lata”,
autobiografia z przymrużeniem oka, potwierdza ten fakt. Czyta się ją lekko,
przyjemnie i z uśmiechem na ustach, obserwując perypetie małoletniego Kornela -
ucznia, kolegi szkolnego, syna. Makuszyński wspomina swoje „szczenięce” lata z
sentymentem, a nawet z łezką w oku. To nic, że jego tylna część ciała
zawierająca się pomiędzy „d” a „a” również ma co wspominać. Nic to, że
„dozgonne” miłości przeminęły, że „Indianie” przestali prowadzić plemienne
bitwy. Że włos, kiedyś wyrywany z takim animuszem przez rozpalonych walką
przeciwników, mocno przerzedł, a czasem i stał się „gładkim” wspomnieniem.
Wszak lata te były „bezgrzeszne”. I takie na zawsze pozostaną.
·
Kornel Makuszyński, Bezgrzeszne lata, Zrzeszenie Księgarstwa, Warszawa 1984
Miałem to w domu, ale na tym się skończyło. Nie podeszło mi
OdpowiedzUsuńJak zaczęłam czytać, to też mi nie podeszło. Jakieś takie dziwaczne rozmowy sentymentalne z płomykiem sobie Makuszyński prowadził. Ale przetrzymałam ten wstęp, i pomimo jego trochę już przestarzałego dla nas stylu, bawiłam się dobrze czytając tę książkę. Gagatek był z Kornela;):)Na przykład jak się chłopina załamał, gdy jego konkurent w amorach dla swojej ukochanej zjadł kwiatki z jej kapelusza, razem ze wstążką (!), a on tylko litr czereśni z pestkami hehe I to jak uznał, że musiałby zjeść kalosze swojej lubej, a ona nóżkę miała niemałą... :):)
UsuńA w końcu kogo wybrała?
OdpowiedzUsuńTego co zjadł kwiatki, bo Kornel jakoś nie kwapił się do tego, żeby go przebić tymi kaloszami:)A razem z pestkami ulotniła się i miłość;):)
Usuń