środa, 12 grudnia 2012

"Qumran" E. Abecassis



Esseńczycy obrazili się na „grzeszny” świat. Wynieśli się więc na pustynię. Zamieszkali w grotach w Qumran, nad Morzem Martwym, gdzie mogli dbać o swoją „wyjątkowość”. Stworzyli tam całą osadę, w której było wszystko, czego potrzebowali. Tu odbywali swoje obrzędy, tworzyli i przepisywali swoje święte pisma. I tu właśnie powstały pisma znane całemu światu jako zwoje z Qumran.

Przez wiele lat leżały one sobie nieodkryte w dzbanach, gdy nagle w 1947 po raz pierwszy „wypłynęły na powierzchnię”. A że są odpowiednio stare i dotyczą początków religii, prawie od razu stały się „hitem”. Zaś zwykle hity mają to do siebie, że pobudzają wyobraźnię, przede wszystkim historyków, paserów i kombinatorów, ale także pisarzy.

Zainteresowały także Eliette Abécassis, która postanowiła poruszyć ten temat, mieszając, bardziej lub mniej udanie, fakty z fikcją. 

Akcja oczywiście dotyczy zwojów. Pojawiają się one i znikają, wzbudzając ogromne emocje, szczególnie środowisk religijnych. Co raczej nie dziwi, gdyż zawierają w sobie spisane początki nie tylko judaizmu, ale i chrześcijaństwa. Tylko że… objawienie prawdy w nich zawartej może nieźle namieszać w ustalonych wcześniej dogmatach, co stanowi dla nich niewątpliwe zagrożenie.

Śledztwo zaczyna prowadzić ortodoksyjny żyd, były izraelski żołnierz, chasyd Ary Cohen wraz ze swoim ojcem, profesorem, lingwistą. Tropią pewien tajemniczy, skradziony zwój, który ma jakoby odkrywać fakty z początków chrześcijaństwa i rzekomo zawierać prawdy szczególnie niewygodne dla chrześcijan. 

Ludzie giną. Profesor zostaje porwany, a Ary poznaje atrakcyjną dziennikarkę „Biblijnego Przeglądu Archeologicznego”, Jane Rogers. Razem prowadzą śledztwo. I oczywiście, bo jakże mogłoby być inaczej – zakochują się w sobie – miłością zakazaną, która nigdy nie przekroczy więzi platonicznej. Ortodoksyjny żyd nie może ożenić się z gojką. Zabrania mu tego prawo.
Jak zatem widać, nic nie jest proste. 

Dobry pomysł na fabułę. Niestety, momentami książka mnie przynudzała. Być może dlatego, że spodziewałam się czegoś innego… 


  • Eliette Abécassis, Qumran, tłum. Wiktoria Melech, Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz, Warszawa 2007


4 komentarze:

  1. Z początku myślałem, że piszesz o prawdziwych Esseńczykach i autentycznych zwojach.

    OdpowiedzUsuń
  2. To co napisałam o esseńczykach to akurat prawda, podobnie jak odkrycie zwojów w 1947 roku. Zwoje istnieją (z tego co wiem wciąż odkrywane są nowe) i rzeczywiście dotyczą początków religii. Natomiast autorka pozmieniała nazwiska, wprowadziła sobie fikcyjne postacie, zmieniła też fakty związane z odnalezieniem pierwszego zwoju. Zapewne też nie było żadnych morderstw, ale tu bym jeszcze spróbowała poszukać jakichś źródeł, bo z pewnymi kręgami nigdy nic nie wiadomo;)No i oficjalnie nie istnieje już ta sekta, ale też bym sobie za to głowy uciąć nie dała:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to dlaczego nie nagłaśnia się istnienia tych zwojów? Pewnie nie ma pewnośco co do ich autentycznego pochodzenia?

    OdpowiedzUsuń
  4. Zwoje są autentyczne tu nie ma żadnych wątpliwości. Z tego co wiem, ich tłumaczenie ukazało się także w języku polskim. Zresztą zwoje to i tak chyba zbyt szumne określenie - to raczej skrawki zwojów, które naukowcy przez lata z pietyzmem składali do kupy, żeby coś odczytać. Ale w końcu im się udało. W Internecie są nawet zdjęcia. Przyznam, że nie zgłębiałam zbytnio tego tematu, bo jakoś mi się nie chce dochodzić, czy jakieś zwoje ukryto, czy nie. Znając metody Kościoła w utajnianiu różnych niewygodnych rzeczy, byłabym skłonna uwierzyć, że jakieś "zaginęły", szczególnie te, które podważałyby boskość Jezusa, czy potwierdzające ważną rolę Marii Magdaleny. Za mało jednak wiem póki co na ten temat, żeby wygłaszać jakieś pewniki w tej kwestii.

    OdpowiedzUsuń